17 listopada obchodzimy Ogólnopolski Dzień bez Długów – święto, które miało przypominać o odpowiedzialnym podejściu do finansów i zachęcać do życia bez zobowiązań. W praktyce jednak dla wielu Polaków to dzień, który zamiast motywować do niezależności finansowej, uświadamia, jak bardzo nasze życie stało się kredytem. Bo nawet jeśli nie mamy długu wobec banku, to często mamy dług wobec siebie – w czasie, energii i spokoju, które poświęcamy, by utrzymać finansową równowagę.
- Polacy w pętli kredytów
- Nie każdy dług widać gołym okiem
- Zadłużenie to nie wstyd – brak reakcji już tak
- Upadłość konsumencka – gdy dług wymyka się spod kontroli
- Banki wiedzą więcej – i potrafią to wykorzystać
- Dzień, w którym warto zapytać: czy mój dług jest naprawdę mój?
Polacy w pętli kredytów
Według danych Biura Informacji Kredytowej Polacy posiadają ponad 28 milionów czynnych zobowiązań kredytowych. To oznacza, że wielu z nas spłaca jednocześnie kilka kredytów – hipoteczny, gotówkowy, kartę kredytową czy limit w koncie. Łączne zadłużenie gospodarstw domowych przekroczyło już 900 miliardów złotych. Kredyt przestał być wyjątkową sytuacją, a stał się elementem codzienności. Dla wielu to nie wybór, lecz konieczność – sposób na sfinansowanie mieszkania, edukacji dziecka, wakacji czy nawet podstawowych wydatków. Tyle że ten komfort ma swoją cenę – dług, który w pewnym momencie zaczyna zarządzać nami, zamiast odwrotnie.
Nie każdy dług widać gołym okiem
Dług nie zawsze ma postać kredytu hipotecznego na 30 lat. Może to być zaległy rachunek, pożyczka od znajomego, kredyt konsumencki, leasing albo chwilówka wzięta pod wpływem emocji. Jako adwokat codziennie widzę, że zadłużenie nie zawsze wynika z braku pieniędzy. Często wynika z braku wiedzy, przezorności, a czasem – z ludzkich emocji. Wiele osób, które dziś walczą o odzyskanie finansowej równowagi, jeszcze kilka lat temu myślało, że „jakoś to będzie”. Dziś walczą o coś znacznie cenniejszego niż pieniądze – o spokój, rodzinę i poczucie bezpieczeństwa.
Zadłużenie to nie wstyd – brak reakcji już tak
Zadłużenie samo w sobie nie jest niczym złym. To narzędzie finansowe, które – używane rozsądnie – może pomóc w rozwoju i inwestowaniu. Problem zaczyna się wtedy, gdy tracimy kontrolę. Największym błędem nie jest to, że ktoś ma długi, ale to, że nie reaguje na pierwsze sygnały problemu. Zamiast szukać pomocy, wstydzi się. Zamiast negocjować – czeka, aż sprawa trafi do sądu. Tymczasem już kilka prostych kroków pozwala odzyskać kontrolę: dokładne sprawdzenie wysokości zobowiązań, rozmowa z prawnikiem o możliwościach restrukturyzacji lub sądowego oddłużenia, a przede wszystkim – zrozumienie swoich umów i ich konsekwencji.
Upadłość konsumencka – gdy dług wymyka się spod kontroli
Gdy dług staje się ciężarem nie do udźwignięcia, prawo daje narzędzie, które może być prawdziwym ratunkiem – upadłość konsumencką. W 2024 roku w Polsce ogłoszono aż 21 187 takich upadłości, co stanowi rekord w historii tej instytucji. Średni wiek osoby ogłaszającej upadłość to 48 lat, a największą grupę stanowią osoby między 40. a 49. rokiem życia.
Najczęściej przyczyną niewypłacalności jest nadmierne zadłużenie kredytami konsumenckimi, utrata pracy, rozwód, inflacja albo po prostu zbyt duże koszty życia w stosunku do dochodów. Upadłość konsumencka przestała być tematem tabu – coraz częściej staje się uczciwym sposobem na odzyskanie kontroli nad finansami i rozpoczęcie nowego rozdziału.
Co istotne, od kilku lat sąd nie bada już, czy dłużnik popadł w niewypłacalność z własnej winy, co otworzyło tę możliwość dla tysięcy osób, które wcześniej bały się wnioskować o oddłużenie.
Banki wiedzą więcej – i potrafią to wykorzystać
Od lat obserwuję, jak banki perfekcyjnie wykorzystują niewiedzę klientów. W umowach kredytowych, zwłaszcza tych sprzed lat, roi się od zapisów nieuczciwych, które dziś są masowo podważane w sądach. Tysiące osób odzyskały już swoje pieniądze dzięki unieważnieniu kredytów frankowych, a teraz nadchodzi fala postępowań dotyczących kredytów złotowych i wskaźnika WIBOR. To najlepszy dowód, że nie każdy dług jest rzeczywiście należny. Czasem to nieuczciwa konstrukcja prawna lub ekonomiczna, która powinna zostać rozliczona w sądzie.
Dzień, w którym warto zapytać: czy mój dług jest naprawdę mój?
Dzień bez Długów to dobra okazja, by zadać sobie kilka prostych pytań. Czy naprawdę rozumiem, z czego wynika mój dług? Czy wiem, ile dokładnie mam do spłaty? Czy jestem pewien, że umowa, którą podpisałem, jest uczciwa? I wreszcie – czy dług, który spłacam, rzeczywiście się należy? Bo często okazuje się, że nie.
Dzień bez Długów nie jest więc tylko datą w kalendarzu. To symboliczny moment, w którym warto zatrzymać się i zastanowić, czy żyjemy dla pieniędzy, czy dzięki nim. Bo finansowa wolność nie polega na tym, by nie mieć zobowiązań, lecz na tym, by to my decydowali, komu, za co i dlaczego płacimy.
adw. Karolina Pilawska, Pilawska Zorski Adwokaci
www.pzadwokaci.pl