Już nie pracodawca, a ZUS ma płacić od pierwszego dnia choroby. Jeszcze niedawno rząd zapewniał, że wprowadzi długą wyczekiwaną zmianę, która miała odciążyć przedsiębiorców. Teraz okazuje się, że na zapowiedziach się skończyło. Pomysł został… odwołany. Powód? Jego realizacja okazała się zbyt kosztowna.
- I miało być tak pięknie….
- I co? I nic. Skończyło się na obiecankach
- „13-14 miliardów rocznie z budżetu”
- Obawy przed nadużyciami i brakiem kontroli
- Europa nie idzie tą drogą. „Tylko Cypr płaci od pierwszego dnia”
- Reforma odłożona, ale nie zarzucona?
Pracodawcy, szczególnie ci z sektora małych i średnich przedsiębiorstwa od lat domagali się jednej rzeczy: żeby państwo wreszcie przejęło odpowiedzialność za chorobowe. Dziś to oni płacą za pierwsze 33 dni nieobecności pracownika lub za 14 dni w przypadku osób powyżej 50. roku życia. Dopiero potem koszt przejmuje ZUS.
I miało być tak pięknie….
To miało się skończyć. Resort rodziny, pracy i polityki społecznej obwieścił, że pracuje nad nowym projektem ustawy, który zakłada, że państwowy zasiłek będzie wypłacany już od pierwszego dnia choroby, a rola pracodawcy ograniczy się jedynie do przesłania dokumentów.
- Zasiłek ma zastąpić wynagrodzenie chorobowe od pierwszego dnia absencji – potwierdziła w połowie lipca szefowa resortu Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, odpowiadając na poselską interpelację. Projekt trafił już na biurko Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów – poinformowała minister.
I co? I nic. Skończyło się na obiecankach
Finansowanie zasiłku chorobowego przez ZUS od pierwszego dnia nieobecności pracownika było jedną z kluczowych obietnic wyborczych Koalicji Obywatelskiej, ujętą w tzw. „100 konkretach na pierwsze 100 dni rządów”. Choć resort projekt ustawy przygotował, wszystko wskazuje na to, że rząd z reformy się wycofuje.
Wedle ustaleń money.pl propozycje nowych regulacji zostały zablokowane już na etapie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów i projekt nie trafił nawet pod obrady rządu. Powody? Wysokie koszty oraz ryzyko nadużyć.
„13-14 miliardów rocznie z budżetu”
Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, Sebastian Gajewski, przyznał w rozmowie z portalem, że przejęcie przez ZUS wypłaty zasiłków od pierwszego dnia L4 oznaczałoby ogromne obciążenie dla finansów publicznych.
Jak tłumaczył, gdyby ZUS przejął wypłatę zasiłku chorobowego od pierwszego dnia, minister finansów musiałby dopłacić Zakładowi 13–14 mld zł rocznie dotacji z budżetu państwa. Wskazał, że to „koszty porównywalne z rentą wdowią w wariancie docelowym 25 proc.”
- Środki te musiałyby pochodzić z funduszu chorobowego, w którym - w przeciwieństwie do nadwyżkowych funduszy rentowego i wypadkowego - jest deficyt – tłumaczył cytowany przez money.pl Gajewski.
Wiceminister podkreślił też, że środki te musiałyby pochodzić z funduszu chorobowego, który – w przeciwieństwie do rentowego i wypadkowego – „jest deficytowy”.
Obawy przed nadużyciami i brakiem kontroli
To niejedyny powód wycofania się z obietnic. Poza finansami, problemem ma być również potencjalne ryzyko nieuczciwych praktyk.
– Jak tłumaczył Gajewski pojawiła się obawa, że niektórzy pracodawcy namawialiby pracowników do tego, żeby w trudniejszej sytuacji finansowej firmy czy przy mniejszej liczbie zamówień przechodzili na zwolnienie lekarskie opłacane przez ZUS. - Nie zakładam, że takie zachowania byłyby powszechne, ale musimy je brać pod uwagę – stwierdził wiceminister.
W praktyce oznaczałoby to konieczność znacznego zwiększenia kontroli nad zwolnieniami lekarskimi. Ale tu pojawia się kolejny problem – braki kadrowe w ZUS. W opinii wiceszefa resortu zdrowia to nierealne przy 40 proc. wakatów w Zakładzie.
Europa nie idzie tą drogą. „Tylko Cypr płaci od pierwszego dnia”
Rząd miał również przeanalizować rozwiązania przyjęte w innych państwach Unii Europejskiej, pisze money.pl. Jedynie Cypr opłaca zasiłki chorobowe od pierwszego dnia zwolnienia, bez udziału pracodawcy. W pozostałych krajach UE, choć w różnym stopniu, to właśnie pracodawcy partycypują w kosztach.
Reforma odłożona, ale nie zarzucona?
Choć część polityków KO – wskazuje serwis – nie kryje obaw o konsekwencje polityczne rezygnacji z realizacji jednej z głównych obietnic wyborczych, nie wszyscy w koalicji rządzącej podzielają ten niepokój. Polityk Polski 2050 zapytany o reformę podkreślił, że „sto konkretów nie było zobowiązaniem całego rządu, a tylko jednej partii.
Sebastian Gajewski zapewnia jednak, że temat nie znika całkowicie z agendy. – „Do końca kadencji mamy jeszcze ponad dwa lata, więc sądzę, że wrócimy do tej dyskusji w przyszłości, uwzględniając także możliwości budżetu państwa” – mówi w rozmowie z Money.pl.
Równocześnie zaznacza, że rząd nie planuje finansowania tej zmiany przez podniesienie składki chorobowej. Obecnie priorytetem resortu jest reforma systemu orzecznictwa lekarskiego.