REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.
Roman Przasnyski

Główny analityk Gold Finance.

Roman Przasnyski przeszedł do Gold Finance z Forbesa, gdzie był redaktorem dodatku Forbes Investor. Ma za sobą doświadczenie w bankowości inwestycyjnej (Polski Bank Rozwoju, przejęty później przez BRE Bank) i pracy naukowej na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego.

Z polskim rynkiem kapitałowym związany jest od momentu jego powstania. Był zastępcą kierownika działu ekonomicznego i redaktorem w Rzeczpospolitej, zastępcą redaktora naczelnego Gazety Giełdy Parkiet oraz redaktorem naczelnym miesięcznika Gra na Giełdzie. Autor licznych artykułów, komentarzy, felietonów oraz materiałów edukacyjnych publikowanych w prasie codziennej i specjalistycznej od 1989 roku.

Na początku dzisiejszej sesji wydawało się, że wczorajsza euforia była spowodowana tylko jednorazowym uderzeniem zagranicznego kapitału i szybko ustąpi. Okazało się jednak, że zwyżka może mieć ciąg dalszy. Wspierała ją poprawa sytuacji na rynku surowców. Baryłka ropy kosztowała dziś ponad 67 dolarów, drożały miedź i złoto.
Nikt nie spodziewał się aż takiej euforii, z jaką dziś mieliśmy do czynienia na warszawskim parkiecie. Z pewnością nie jest ona wynikiem działania wyłącznie rodzimego kapitału.

REKLAMA

Według informacji Głównego Urzędu Statystycznego, w czerwcu produkcja przemysłowa zwiększyła się o 6,2 proc. w porównaniu do maja. W stosunku do czerwca ubiegłego roku była niższa o 4,3 proc.
Według opublikowanych danych Głównego Urzędu Statystycznego, w pierwszym półroczu oddano do użytkowania nieco ponad 76 tys. mieszkań. To o 9,7 proc. więcej niż w ubiegłym roku i aż o 43,9 proc. więcej niż w pierwszym półroczu 2007 r.

REKLAMA

Inwestorzy narzucili sobie na początku tygodnia chyba zbyt duże tempo. Na końcówkę nie starczyło już zapału do walki ani bykom, ani niedźwiedziom. Przy takiej temperaturze trudno się dziwić. Zagrożenie spadkami, zapowiadanymi od kilku dni, zdecydowanie się oddaliło, a sił na atakowanie szczytów trochę za mało.
Dzisiejsza sesja charakteryzowała się nie tylko wyraźnym zmniejszeniem impetu tendencji wzrostowej z ostatnich dni, ale też coraz większymi wahaniami nastrojów i rosnącą niepewnością. Niezbyt dobrze wyglądało już słabe rozpoczęcie notowań po wczorajszym dużym wzroście amerykańskich indeksów. Wskaźnik największych spółek długo walczył o utrzymanie się ponad linią zera i powyżej 1900 punktów. Można było wyczuć rosnącą chęć realizacji zysków.
Z opublikowanych danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że liczba zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw obniżyła się w czerwcu o 12,2 tys. osób i wyniosła 5,28 mln osób.
Na naszej giełdzie panowały dziś dość zmienne nastroje. Po dobrym początku byki doprowadziły indeks największych spółek do ponad 1900 punktów. Później nastroje się pogorszyły i wskaźnik zjechał poniżej poziomu z początku sesji. Dobry start notowań za oceanem, gdzie indeksy rosły o 1,6-1,7 proc. spowodował, że końcówka dnia w Warszawie była znów wyraźnie wzrostowa. I to przy bardzo wysokich obrotach.
Po niewielkim wyhamowaniu spadkowej tendencji oprocentowania lokat w poprzednim miesiącu, można się było spodziewać jej kontynuacji. Tymczasem stało się całkiem odwrotnie. Banki znów zaczęły oferować wyższe odsetki. Dotyczy to najbardziej popularnych lokat 3-, 6- i 12 miesięcznych. Oprocentowanie pozostałych trzyma się na niezmienionym poziomie.
Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniósł w czerwcu 3,5 proc. w porównaniu do tego samego miesiąca ubiegłego roku. W maju wyniósł 3,6 proc. A więc inflację mamy coraz niższą. To oznacza, że coraz bardziej prawdopodobna jest obniżka stóp procentowych.
Sezon publikacji wyników finansowych firm za oceanem zwykle dostarcza emocji, ale reakcja na wczorajsze rekomendacje i dzisiejsze wyniki Goldman Sachs jest chyba dość nieoczekiwana. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę zasięg wpływu tej informacji. Aż trudno uwierzyć, że mogła ona tak bardzo wpłynąć na sytuację na giełdach.
Nastroje na giełdach wciąż nienajlepsze. Spore spadki na azjatyckich parkietach trochę przestraszyły inwestorów. Na szczęście nie na długo. Byki nie dały się całkiem zepchnąć do defensywy. Ale i niedźwiedzie nie popisały się ani wielką mocą, ani chęcią do sprowadzenia wskaźników bardziej zdecydowanie w dół.
Kiepskie nastroje na światowych giełdach nie dały szans naszym bykom na obronę wsparcia indeksu największych spółek. Wytrzymały one tylko do południa. Potem musiały skapitulować, choć oddały bardzo niewiele pola, zaledwie kilka punktów. Nie wszystko więc jeszcze stracone. Prognozy są jednak coraz gorsze. I wszystko wskazuje na to, że lato nie będzie pomyślne dla posiadaczy akcji.
Strach przed spadkami ma wciąż tylko wielkie oczy. Być może to właśnie ze strachu inwestorzy i w Stanach Zjednoczonych i na innych parkietach, bronią ważnych dla dalszej giełdowej koniunktury poziomów. Ale niedźwiedzie nie mają przekonującej siły, by doprowadzić do realizacji pesymistycznych scenariuszy, kreślonych przez analityków technicznych.
Od kilku lat banki na masową skalę „obdarowują” klientów wszelkiego rodzaju kartami kredytowymi. Przysyłają je „nieproszone” do domu, wydają przy okazji udzielania kredytu, do rachunku oczywiście karta jest niemal „obowiązkowa”.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy podwyższył z 1,9 proc. do 2,5 proc. prognozę światowego wzrostu gospodarczego na przyszły rok. Jednocześnie jednak nieznacznie obniżył przewidywania dynamiki globalnego PKB na ten rok.
Po wynikach wczorajszej sesji na Wall Street, dziś można się było spodziewać najgorszego. Ale najgorzej wcale nie było. WIG20 znalazł się poniżej poziomu 1800 punktów, ale nie na długo.
Jak do tej pory nie sprawdzają się niedawne opinie o rychłym zdecydowanym ruchu na giełdach. Groźne pomruki o możliwości głębszego spadku indeksów, kształtowaniu się formacji zwiastujących załamanie, nie przestraszyły inwestorów.
Koniec półrocza skłania do przyjrzenia się, jak poradziły sobie w nim fundusze inwestycyjne. Okazuje się, że był to dla nich i dla ich klientów bardzo dobry okres. Widać już więc, że niechęć do korzystania z ich usług, trwająca od kilkunastu miesięcy, nie była uzasadniona.
Po nienajlepszym początku sesji i dalszym spadku indeksów w Warszawie, byki tylko przez chwilę były zmuszone do akceptacji poziomu wskaźnika największych spółek poniżej 1800 punktów. Później odważnie go broniły i nie przeszkodził im w tym słaby początek sesji w Stanach Zjednoczonych. Pierwsze poważniejsze lipcowe starcie wygrały.

REKLAMA