REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.
Roman Przasnyski

Główny analityk Gold Finance.

Roman Przasnyski przeszedł do Gold Finance z Forbesa, gdzie był redaktorem dodatku Forbes Investor. Ma za sobą doświadczenie w bankowości inwestycyjnej (Polski Bank Rozwoju, przejęty później przez BRE Bank) i pracy naukowej na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego.

Z polskim rynkiem kapitałowym związany jest od momentu jego powstania. Był zastępcą kierownika działu ekonomicznego i redaktorem w Rzeczpospolitej, zastępcą redaktora naczelnego Gazety Giełdy Parkiet oraz redaktorem naczelnym miesięcznika Gra na Giełdzie. Autor licznych artykułów, komentarzy, felietonów oraz materiałów edukacyjnych publikowanych w prasie codziennej i specjalistycznej od 1989 roku.

Powraca recesyjny scenariusz. Pogorszenie nastrojów na rynkach akcji umacnia dolara. Ceny srebra idą w górę o prawie 2,5 proc., a złoto drożeje o 1,7 proc. (licząc w złotych aż o 4,4 proc.). Baryłkę ropy gatunku Brent można było kupić już za nieco ponad 50 dolarów, o 6 proc. taniej niż w piątek.
Nasze indeksy jako jedyne świeciły na czerwono w zestawieniu europejskich giełd. Widocznie przed zdecydowanym atakiem na szczyt z 6 stycznia inwestorzy potrzebują nabrać większego rozpędu i trochę się cofnęli. Niektórzy realizują pokaźne zyski, inni być może czekają na okazję, by wejść do gry, gdy ceny nieco spadną.

REKLAMA

Inwestorzy nie mogą się zdecydować, czy indeksy po dotarciu do ważnych poziomów będą nadal rosły, czy może należy bać się głębszej korekty. Na razie przybiera ona bardzo łagodny przebieg.
Coraz więcej państw jest niezadowolonych z dolara, jako waluty, w której dokonuje się rozliczeń handlowych oraz przechowuje rezerwy walutowe. Coraz częściej mówi się o przejęciu tych funkcji przez euro lub o powstaniu wspólnej światowej waluty. Na czele tej grupy stoją Chiny.

REKLAMA

Większa część dnia na rynkach przebiegała w dość sennej atmosferze. Wyglądało to trochę na odpoczynek po wcześniejszych emocjach, trochę na wyczekiwanie na dane dotyczące amerykańskiej gospodarki. Gdy te się pojawiły, nie spowodowały wielkiego poruszenia, choć raczej powinny.
Poświąteczny tydzień zaczął się dość ciekawie: w Europie - od umiarkowanego optymizmu o skali sięgającej prawie 1 proc., w Warszawie - od dość rzadko spotykanej różnicy między indeksami dużych firm oraz szerokiego rynku, a wskaźnikami małych i średnich spółek.
Pomimo dość dobrego zakończenia sesji w Stanach Zjednoczonych i niezłego początku sesji w Warszawie, przez większą część dnia przeważyła chęć realizacji zysków. Dzisiejszy spadek jednak nie był w stanie spowodować uszczerbku, ani nawet rysy na pozytywnym obrazie naszego rynku. Tym bardziej, że zakończył się dość niespodziewanie po lepszych informacjach, napływających ze Stanów Zjednoczonych.
Pomimo kiepskiego początku dnia i marnych nastrojów na światowych parkietach, warszawska giełda już po pół godzinie handlu wyszła na plus i systematycznie powiększała wzrost aż do ponad 5 proc. w przypadku indeksu największych spółek.
Skutki kryzysu finansowego dotykają w szczególny sposób małe i średnie firmy. Mimo to na rynku jest cały czas szereg możliwości finansowania działalności gospodarczej.
Małym przedsiębiorcom z krótkim stażem trudno jest uzyskać kredyt bankowy. O sytuacji kredytowej małych firm pisze Główny Analityk firmy doradczej Gold Finance.
Po prawie 25 proc. wzroście indeksów, korekta to normalna kolej rzeczy. W trakcie trwającej od 19 lutego fali zwyżek, to już trzeci test obowiązującego krótkoterminowego trendu. Do tej pory wychodził on z tych prób obronną ręką i wszystko wskazuje na to, że będzie tak i tym razem.
Dziś na warszawskiej giełdzie drugi dzień z rząd panowała euforia. Trudno się doszukać jej racjonalnych powodów. Nie można wszystkiego tłumaczyć zadowoleniem z wyników szczytu G20, tym bardziej, że jednym z nich jest zapowiedź pompowania pieniędzy w światową gospodarką, a drugim odejście od uwzględniania w bilansach rynkowej wartości aktywów.
Nowy miesiąc i kwartał zaczął się rewelacyjnie. Silne wzrosty przetoczyły się przez niemal wszystkie światowe rynki. Bykom nic nie przeszkadzało. Nawet kolejne kiepskie dane płynące z amerykańskiego rynku pracy, gdzie liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych zwiększyła się bardziej, niż się spodziewano.
Na warszawskiej giełdzie, podobnie zresztą jak na wszystkich innych parkietach na świecie, inwestorzy od zawsze starają się dostrzec i wykorzystać różnego rodzaju prawidłowości. I to zarówno te rzeczywiście występujące, jak i pozorne.
Na rynkach finansowych nie ma miejsca na żarty, ale dzisiejsza zmienność sytuacji i na rynku akcji i walutowym, sprawiała wrażenie, jakby ktoś kogoś chciał oszukać. Trudno było się zorientować, w którą stronę podążają kursy. Plusy zmieniały się w minusy jak w kalejdoskopie. Dolar najpierw się umacniał wobec euro, później tracił, znów odrabiał straty. Za tymi ruchami podążały giełdy, szczególnie nasza.
Po trzech sesjach korekty wzrostowej fali, trwającej od 19 lutego, dziś popyt podjął próbę powstrzymania spadków. Udała się jedynie częściowo. Do połowy dnia było bardzo dobrze.
Niedawne zapowiedzi szefów największych amerykańskich banków o szansach na dobre wyniki w pierwszych miesiącach roku poderwały indeksy mocno w górę. Teraz okazuje się, że były to wypowiedzi na wyrost.
Zdawało się, że piątkowa sesja, podobnie jak czwartkowa, będzie przebiegać bez większych emocji. Początkowo tak było, ale później wydarzenia nabrały dynamiki. Fatalne dane o spadku zamówień w przemyśle w strefie euro, które w styczniu obniżyły się o 34,1 proc. w porównaniu do stycznia ubiegłego roku, spowodowały spore zamieszanie.
Niemal wszystkie rynki przez większą część sesji zachowywały się tak, jakby na coś czekały. Zmiany w porównaniu do poprzedniego dnia były wręcz kosmetyczne. Może to był niepokój przed ostatnim przybliżeniem amerykańskiego PKB w czwartym kwartale ubiegłego roku?
Stopy procentowe od wielu lat stanowiły jeden z głównych przedmiotów sporów polityków, członków rządu i ekonomistów. Dziś te dyskusje zeszły na plan dalszy. Stopy mamy na najniższym poziomie w historii. Nie wszyscy jednak wydają się być z tego faktu zadowoleni.

REKLAMA