Nie ma chyba w Polsce instytucji, która darzona byłaby przez obywateli tak szczerą niechęcią jak ZUS, który stał się swego rodzaju symbolem marnotrawstwa publicznych pieniędzy. Nie dosyć bowiem, że odprowadzać składki musi każdy pracujący obywatel, bez względu na wysokość zarobków (zgodnie z planami rządu „ozusowane” mają być nawet umowy o dzieło), to jeszcze trudno doszukać się korzyści, jakie owa instytucja oferowałaby swoim płatnikom; wszak konieczność wielomiesięcznego oczekiwania na wizytę u lekarza specjalisty przez osoby regularnie opłacające składki, bądź też niepewność co do losów własnej emerytury nikogo w Polsce nie dziwi.
Pod ochroną przed potrąceniami znajduje się nie tylko wynagrodzenie za pracę, ale również zasiłki z ubezpieczenia społecznego. Pracodawca będący w danym roku kalendarzowym płatnikiem zasiłków, w razie otrzymania zajęcia od organu egzekucyjnego, musi sprawdzić, czy obejmuje ono (oprócz wynagrodzenia) również zasiłki. Istotne jest wówczas to, że potrąceń z wynagrodzenia i zasiłków dokonuje się na zupełnie odmiennych zasadach. Wynagrodzenie jest chronione bowiem przez przepisy Kodeksu pracy, a zasiłki ustawą o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.
W przypadku, gdy miesięczna kwota zasiłku macierzyńskiego pomniejszonego o zaliczkę na podatek dochodowy od osób fizycznych jest niższa niż kwota świadczenia rodzicielskiego, kwotę zasiłku macierzyńskiego pomniejszonego o zaliczkę na podatek dochodowy od osób fizycznych podwyższa się do wysokości świadczenia rodzicielskiego. Od 1 stycznia 2016 roku świadczenie rodzicielskie w wysokości 1.000 zł mogą otrzymać rodzicie, którzy nie otrzymują zasiłku macierzyńskiego, czyli studenci, osoby bezrobotne czy osoby pracujące na umowach cywilno-prawnych.