Podczas wykonywania robót budowlanych lub, jeszcze wcześniej, prac przygotowawczych niekiedy zachodzi potrzeba wejścia na teren nieruchomości sąsiedniej. Może to polegać np. na wejściu do sąsiedniego budynku, lokalu lub na teren sąsiedniej nieruchomości. Taka ingerencja powinna nastąpić w drodze negocjacji. Inwestor ma obowiązek jeszcze przed rozpoczęciem robót uzyskać zgodę właściciela sąsiedniej nieruchomości oraz uzgodnić sposób, zakres i terminy korzystania z tych obiektów, a także ewentualną rekompensatę z tego tytułu. Lecz nie zawsze negocjacje przynoszą pożądany efekt.
Chociaż już ponad 200 lat temu Adam Smith zauważył, że niewidzialna ręka rynku jest w stanie samodzielnie sprawnie regulować rynek dóbr i usług, rządzący krajem wydają się nie zauważać tej obserwacji. Także uważane za liberalne partie polityczne prowadzą politykę, którą prezydent Stanów Zjednoczonych Ronalda Reagan określiłby słowami: „Jeżeli coś działa, opodatkuj. Jeżeli nadal działa, reguluj. Jeśli przestanie działać, dotuj”. Nikogo nie dziwi zatem fakt, iż szeroko zakrojony program „Rodzina na Swoim” ma swój istotny wpływ zarówno na rynek nieruchomości, jak i na rynek kredytów.
Przy wnioskowaniu o kredyt hipoteczny zadajemy sobie często pytanie, dlaczego bank chce aż tyle o nas wiedzieć. Rozumiemy potrzebę dostarczenia zaświadczenia o dochodach, wyciągów bankowych czy deklaracji podatkowej. Ale po co bank wymaga od nas podania naszego liczby lat stażu pracy, czy poziomu wykształcenia? Odpowiedzią na te wszystkie pytania jest ocena punktowa, czyli „credit scoring”, który stanowi nieodzowną część procesu kredytowego.
Wiadomo już, że bez zmian w programie „Rodzina na Swoim” się nie obejdzie. Najbardziej mogą na nich ucierpieć osoby, chcące zamieszkać w Gdyni, Krakowie, Lublinie, Szczecinie, Warszawie i Wrocławiu. Jeśli propozycja MF nt. zniesienia mnożnika przy obliczaniu limitu przejdzie, kupno mieszkania na kredyt z dopłatą w wymienionych miastach byłoby praktycznie niemożliwe.