Wystarczy powiedzieć: boli i nie czekasz w kolejce. Absurdalny przepis NFZ w gabinetach stomatologicznych

REKLAMA
REKLAMA
Nie musisz być umówiony na wizytę. Wystarczy, że zgłosisz się do gabinetu dentystycznego powiesz, że boli Cię ząb. Dentysta musi się Tobą zająć poza kolejką. Tak działa przepis, który miał ułatwiać dostęp do leczenia, ale stał się furtką dla cwaniactwa. Dentyści biją na alarm: pacjenci wykorzystują system, a my jesteśmy za to karani finansowo.
- Pacjent z bólem – i system przestaje obowiązywać
- Gabinet pełen nagłych przypadków, lista oczekujących w rozsypce
- Brak skierowań = brak kontroli
- Apel dentystów: zlikwidujcie absurd
- Co refunduje NFZ u dentysty?
Pacjent z bólem – i system przestaje obowiązywać
Pacjent wchodzi do rejestracji, mówi, że go boli ząb. Zgodnie z przepisami musi zostać przyjęty w dniu zgłoszenia. Bez względu na kolejkę, brak wolnych terminów czy wyczerpany limit świadczeń.
REKLAMA
Tak wygląda rzeczywistość w gabinetach stomatologicznych współpracujących z NFZ. Według stomatologów obowiązujące prawo nie tylko pomija zdrowy rozsądek, ale również umożliwia obchodzenie zasad przez pacjentów, którzy wiedzą, co powiedzieć, by wejść bez czekania.
Pacjent zgłasza się jako nagły przypadek z bólem, a po wejściu do gabinetu mówi: "Tak naprawdę przyszedłem tylko na przegląd" – relacjonuje stomatolog ze Szczecina.
Gabinet pełen nagłych przypadków, lista oczekujących w rozsypce
W efekcie lekarze:
- muszą przesuwać zaplanowane wizyty,
- wykonują świadczenia ponad limit,
- nie mają gwarancji pełnej refundacji od NFZ (często otrzymują zwrot tylko 70 proc. kosztów).
Pacjenci rejestrowani wcześniej zgodnie z zasadami, są odsyłani na późniejsze terminy. Co powoduje ich niezadowolenie i wyładowywanie frustracji na niewinnych stomatologach.
Jesteśmy zobowiązani do prowadzenia planowego leczenia w ramach limitów, a jednocześnie do przyjmowania pacjentów "na cito", których nie sposób zweryfikować – komentuje jeden z warszawskich stomatologów współpracujących z NFZ
Brak skierowań = brak kontroli
Żeby wpisać pacjenta do kolejki, lekarz powinien znać jego stan zdrowia. Jednak nie może go zbadać, bo wtedy pacjent nie jest już nagłym przypadkiem i nie kwalifikuje się do zapisania.
Bez badania nie wiadomo, co mu dolega. Z badaniem nie można go wprowadzić do systemu – mówi jeden z warszawskich stomatologów.
Nie trzeba żadnych dokumentów, diagnoz ani dowodów na to, że leczenie w innym miejscu zostało przerwane. To kolejny prawny absurd, który, zdaniem środowiska stomatologicznego, utrudnia leczenie i napędza chaos.
Apel dentystów: zlikwidujcie absurd
Lekarze stomatolodzy domagają się od Ministerstwa Zdrowia:
- wprowadzenia skierowań do specjalistów,
- uregulowania statusu pacjenta pierwszorazowego,
- pełnej refundacji świadczeń ponadlimitowych,
- zniesienia obowiązku prowadzenia kolejek w stomatologii ogólnej.
Na razie resort nie odpowiedział.
Co refunduje NFZ u dentysty?
Zakres świadczeń stomatologicznych finansowanych przez NFZ jest ograniczony i ściśle określony w rozporządzeniach. Pacjenci mogą liczyć m.in. na:
- badanie stomatologiczne (raz w roku dla dorosłych, dwa razy dla dzieci i kobiet w ciąży),
- leczenie próchnicy z zastosowaniem podstawowych materiałów stomatologicznych,
- usunięcie kamienia nazębnego (raz w roku),
- leczenie kanałowe – ale tylko niektórych zębów (np. jedynie przednich u dorosłych),
- usuwanie zębów,
- protezy całkowite – raz na 5 lat (dla osób całkowicie bezzębnych),
- leczenie w znieczuleniu ogólnym – w uzasadnionych przypadkach, np. u osób z niepełnosprawnością.
Dla dzieci i młodzieży zakres świadczeń jest szerszy i obejmuje np. lakowanie zębów, leczenie ortodontyczne aparatem ruchomym czy edukację w zakresie higieny jamy ustnej.
Jednak w praktyce wiele nowoczesnych procedur – jak leczenie kanałowe z mikroskopem, zaawansowane wypełnienia czy protetyka częściowa – pozostaje wyłącznie w gestii gabinetów prywatnych, co dla wielu pacjentów oznacza barierę finansową nie do pokonania.
REKLAMA
REKLAMA