Niezwykle istotne znaczenie kanoniczno-prawne, a jeszcze większe kanoniczno-procesowe, ma określenie tytułów, z których ma się toczyć proces małżeński. Można to porównać do procesu cywilnego, w którym oskarża się kogoś o kradzież, a zostało się pobitym - sąd nie orzeknie kradzieży, a o pobicie nikt sądu nie zapytał - sprawę się przegra. Podobnie w procesie małżeńskim - jest poprosimy sąd kościelny o orzeczenie nieważności małżeństwa z tytułu niezdolności, sądu nie będzie interesowała ewentualna symulacja i odwrotnie. A konsekwencje mogą być przemienne w skutkach - po nieraz długim i kosztownym procesie otrzymuje się wyrok negatywny (niestwierdzający nieważności małżeństwa), choć z łatwością można by uzyskać wyrok pozytywny, gdyby tylko zamiast niezdolności badać sprawę pod kątem symulacji lub odwrotnie.
Powszechnie wiadomo, że z roku na roku czas trwania postępowania sądowego się wydłuża, a jego koszty rosną. Wpływ na to ma wiele czynników m.in. zbyt duża spraw kierowanych do sądu, za mała liczba sędziów i pracowników administracyjnych, nieuzupełnianie przez strony braków formalnych pism sądowych itp., można by tak jeszcze długo wymieniać. Niezaprzeczalnie jednak postępowanie sądowe przeważnie trwa dość długo i jest często kosztowne, a osoba dochodząca swych roszczeń w sądzie musi czekać na rozstrzygnięcie swojej sprawy i ewentualny tytuł wykonawczy. Dlatego też kierowanie sprawy do sądu powinno być ostatecznością.