Ustawa frankowa w Sejmie. Co się zmieni w sytuacji prawnej frankowiczów? Zyskają konsumenci, stracą kancelarie

REKLAMA
REKLAMA
Obserwuję z uwagą to co dzieje się w świecie finansów. Czasem w pewnej odległości od tego, co jest na co dzień moją pracą. Patrzę też na to, co dzieje się z kredytami hipotecznymi we frankach. Nie jest tajemnicą, że od początku byłem w sprawie tych „frankowych” kredytów daleki od przesądzania, że winne problemów kredytobiorców są jedynie banki. Nie wierzę (i wiem co piszę), że wszyscy kredytobiorcy nie wiedzieli, co podpisują. Był jednak wyrok TSUE i sądy (według mnie bezrefleksyjnie) doprowadzają do unieważniania umów. To nie powoduje, że zmieniam zdanie, ale walczyć z wiatrakami nie będę.
- Sejm pracuje nad nowymi przepisami dla frankowiczów
- Najważniejsze założenia projektu „ustawy frankowej”
- Sprawy frankowe paraliżują sądy
- Kto zyskuje na reformie?
- Dlaczego część środowiska prawniczego reaguje tak gwałtownie?
- Rzetelna debata bez emocji
Sejm pracuje nad nowymi przepisami dla frankowiczów
W Sejmie trwają obecnie prace nad projektem „ustawy frankowej” – regulacji przygotowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości, której celem jest usprawnienie postępowań sądowych w sprawach dotyczących kredytów indeksowanych i denominowanych we frankach szwajcarskich. Projekt ma na celu zmniejszenie problemu przeciążenia sądów tysiącami spraw dotyczących tych kredytów. Ma też (choćby częściowo) zwiększyć wydolność polskiego wymiaru sprawiedliwości. Towarzysząca pracom w Sejmie krytyka części środowiska prawniczego ma według mnie dużo wspólnego z interesami biznesowymi, a niewiele z realną ochroną konsumentów. I dlatego ja się w tej sprawie wypowiadam, mimo że oczywiście prawniczego wykształcenia nie mam. Czytam jednak opracowania prawników i wydaje mi się, że potrafię je zrozumieć i jasno przekazać.
Projekt ustawy frankowej nie ingeruje w żadne uprawnienia kredytobiorców, co oznacza, że nie wprowadza on żadnych ograniczeń praw konsumentów. Jest jedynie zbiorem propozycji zmian dotyczących procedury sądowej, czyli sposobu w jaki sprawy w sądzie są rozpoznawane. Celem tych zmian jest, tak jak ja to rozumiem, usprawnienie i odformalizowanie tradycyjnego procesu sądowego w sprawach cywilnych. Autorzy projektu wyszli z założenia, że skoro orzecznictwo TSUE wyjaśniło w zasadzie wszystkie kluczowe kwestie, to tradycyjny model rozpoznawania spraw frankowych wymuszającej na stronach umowy kredytu prowadzenie dwóch odrębnych postępowań – jest nieefektywny i coraz bardziej niewydolny.
REKLAMA
REKLAMA
Najważniejsze założenia projektu „ustawy frankowej”
Reforma opiera się na trzech kluczowych założeniach:
1) Konsolidacja roszczeń banku i konsumenta w jednym postępowaniu, co eliminuje konieczność prowadzenia dwóch oddzielnych spraw, podwójnego angażowania sądów, a także podwójnego ponoszenia kosztów przez strony procesu.
2) Usprawnienie rozliczeń nieważnych umów poprzez wykorzystanie instytucji potrącenia i powództwa wzajemnego, pozwalających na szybkie i proste rozliczenie unieważnionej umowy kredytu w jednym postępowaniu.
3) Zabezpieczenie prawa obywateli do rozpoznania ich sprawy w rozsądnym terminie poprzez usprawnienie i odformalizowanie procedury sądowej, np. przez wprowadzenie możliwości wydawania orzeczeń bez fizycznej obecności stron na tzw. posiedzeniu niejawnym, czy wprowadzenie automatyzmu w zawieszeniu spłaty raty na czas postępowań. Obecnie zażalenia na postanowienia w sprawie zawieszenia spłaty raty blokują skutecznie sądy.
Sprawy frankowe paraliżują sądy
Ministerstwo Sprawiedliwości argumentuje, że pomimo coraz sprawniejszego rozpoznawania apelacji w sprawach frankowych, liczba spraw pozostałych do rozpoznania w sądach apelacyjnych rośnie. Wynika to z coraz sprawniejszego orzekania w sądach okręgowych, a co za tym idzie – coraz większej liczby spraw wpływających do sądów apelacyjnych. Blokuje to możliwość doprowadzania innych postępowań do końca całego procesu sądowego. Nic więc dziwnego, że głównym założeniem projektu ustawy przygotowanego przez resort sprawiedliwości jest usprawnienie procedur sądowych.
Spojrzałem na dane, jakie podaje resort sprawiedliwości. W 2023 roku sądy apelacyjne załatwiły 12,6 tys. spraw frankowych, w 2024 roku 16,6 tys. tych spraw, a w I półroczu 2025 roku aż 16,9 tys. spraw frankowych, czyli więcej niż w całym 2024 roku, a także w całym roku 2023. W 2024 roku sądy okręgowe w pierwszej instancji wydały ponad 47,5 tys. wyroków w sprawach frankowych, zaś do sądów apelacyjnych wpłynęło ponad 38,7 tys. spraw. Z kolei w pierwszym półroczu 2025 roku przy 25,6 tys. wydanych wyrokach do sądów apelacyjnych wpłynęło ponad 24,3 tys. apelacji.
REKLAMA
Wpływ spraw apelacyjnych w stosunku do wyroków wydanych w I instancji w sprawach frankowych w I półroczu 2025 stanowi blisko 95 proc. Te liczby tłumaczą, dlaczego wymiar sprawiedliwości wymaga odciążenia nie tylko w interesie stron sporu, lecz w interesie całego społeczeństwa.
Kto zyskuje na reformie?
Proponowane zmiany są korzystne przede wszystkim dla konsumentów, którzy spędzą mniej czasu w sądzie i szybciej otrzymają wyrok. W efekcie poniosą również mniejsze koszty, ponieważ będzie tylko jedno postępowanie sądowe, nie dwa jak to jest obecnie i jedno wynagrodzenie dla prawnika.
Na tej propozycji zyska również cały system sądownictwa – szybsze procesy w sprawach frankowych, rozpoznawanie dwóch spraw w jednym postępowaniu – może oznaczać realne odblokowanie wydziałów cywilnych, które przez lata nie mogły (w odpowiednim stopniu) zajmować się innymi sprawami, m.in. rodzinnymi, czy majątkowymi. Znamy to wszystko, bo każdy Polak ma w rodzinie kogoś, kogo sprawa ciągnie się latami. Tak być nie powinno.
Dlaczego część środowiska prawniczego reaguje tak gwałtownie?
Zauważyłem, że projekt nie jest kontestowany ani od konsumentów, ani od przedstawicieli sektora bankowego, lecz od kancelarii wyspecjalizowanych w masowym prowadzeniu sporów frankowych. One mówią oczywiście, że kierują się ochroną interesów konsumentów. Mnie zaś się wydaje, że projekt ustawy zaproponowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości godzi chyba najbardziej w model działania tychże kancelarii. Sprawy będą bowiem być prowadzone w ramach jednego postępowania, a nie dwóch, wyroki mają zapadać na posiedzeniach niejawnych, rozliczenia między stronami byłyby szybsze – co oznaczałoby utratę znacznej części wynagrodzenia dla kancelarii.
To tłumaczy skalę emocji oraz język debaty, w którym nierzadko padają hasła o „prezencie dla banków” czy „ograniczaniu praw frankowiczom”. W rzeczywistości projekt nie odbiera kredytobiorcom żadnego prawa – frankowicze zachowują wszystkie uprawnienia wynikające z prawa unijnego i polskiego. Zmniejsza oczywiście możliwość czerpania korzyści z niewydolnego systemu sądownictwa i na przewlekłości tych postępowań.
Rzetelna debata bez emocji
Uważam, że projekt ustawy frankowej nie jest ani prezentem dla banków, ani narzędziem ograniczenia uprawnień kredytobiorców. Jest jedynie próbą uproszczenia i usprawnienia procedury, by sądy znów były wydolne i znów rozpoznawały sprawy obywateli w rozsądnym terminie. To, że kancelarie prawne mniej zarobią nie powinno być problemem – na sprawach kredytów „frankowych” zarabiały krocie według mnie bez specjalnie dużego wysiłku skoro sądy masowo przyznają rację kredytobiorcom.
Piotr Kuczyński, Analityk, Dom Inwestycyjny Xelion
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA