WIBOR w umowach kredytowych - banki znów stoją nad przepaścią i… robią krok do przodu. Sedno sporu: nie „czy WIBOR istnieje”, tylko czy bank zagrał fair

REKLAMA
REKLAMA
W polemice opublikowanej na Infor.pl, stanowiącej bezpośrednią odpowiedź na mój artykuł dotyczący wadliwości umów kredytowych opartych o WIBOR, mec. Wojciech Wandzel przekonuje, że kredyty te „nie są wadliwe”, nie będzie „masowego podważania umów”, a wizja „eldorado dla kancelarii” to publicystyczna przesada. To brzmi aż nazbyt znajomo.
- „Nie będzie masowości”, czyli klasyczne zaklinanie rzeczywistości liczbami z wczoraj
- Sedno sporu: nie „czy WIBOR istnieje”, tylko czy bank zagrał fair
- „Kancelarie chcą zarobić”, czyli argument ad personam przebrany za troskę o konsumenta
- Prawdziwy powód pozwów: nie moda, lecz reakcja na praktykę banków
- „Nie sposób zaakceptować tez”. Przyjmuję do wiadomości
Niniejszy artykuł jest odpowiedzią na polemikę zawartą w poniższym artykule:
REKLAMA
REKLAMA
W sporach dotyczących kredytów frankowych słyszeliśmy identyczną narrację: że to przypadki jednostkowe, że konsument wiedział, że umowy są rynkowe, że sektor finansowy się zachwieje, że „biedni złotówkowicze” poniosą konsekwencje. Dziś ta sama opowieść została po prostu przeniesiona na kredyty złotowe.
Jeśli złotówkowicze zaczynają wygrywać, to nagle oni również stają się „problemem”. A najgorsze okazują się kancelarie, które w ich imieniu przypominają o elementarnych obowiązkach informacyjnych, przejrzystości i równowadze kontraktowej.
Rynek tę opowieść już przerabiał. I właśnie dlatego dziś nie kupuje jej tak łatwo. Zaskakujące jest raczej to, że banki wciąż udają, że ta historia nie miała miejsca.
„Nie będzie masowości”, czyli klasyczne zaklinanie rzeczywistości liczbami z wczoraj
W polemice pojawiają się statystyki, które mają dowodzić, że masowego trendu nie ma. Problem polega na tym, że takie dane z definicji opisują stan sprzed punktów zwrotnych. Co więcej, opisują rzeczywistość sprzed tego, co dopiero jest przed nami w Luksemburgu i pomijają opinię Rzecznika.
Spory konsumenckie działają falami. Najpierw jest niepewność i rozproszone orzeczenia. Potem pojawiają się pierwsze przełamania. Następnie gwałtownie rośnie świadomość konsumentów. Skala przychodzi na końcu.
W sprawach CHF nie „wyczerpało się” zainteresowanie. Wyczerpała się niewiedza. W sprawach WIBOR mechanizm jest dokładnie ten sam.
Jeżeli ktoś naprawdę chce rozmawiać o trendach, powinien przestać opierać się na statystykach z wczoraj i zacząć patrzeć na to, co sądy zaczynają robić dziś.
Wbrew twierdzeniom zawartym w polemice, sądy już teraz unieważniają całe umowy kredytowe albo eliminują WIBOR, pozostawiając samą marżę.
Przykładowo:
Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej, sygn. I C 1283/24, stwierdził całkowitą nieważność umowy z uwagi na brak definicji WIBOR, nieprzejrzystość klauzul oraz brak kryteriów zmiany stawki oprocentowania.
Sąd Okręgowy w Olsztynie, sygn. I C 207/25, zasądził nadpłatę od Banku uznając, że klienci nie zostali poinformowani, iż zmienne oprocentowanie zależy faktycznie od decyzji banków pozbawionych realnej kontroli, co uniemożliwia ocenę uczciwości produktu.
Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze, sygn. I C 383/24, uznał klauzule oparte na WIBOR za rażąco naruszające równowagę kontraktową i zasądził na rzecz kredytobiorców kwotę 37 740,89 zł tytułem nadpłaty, wskazując wprost, że bank nie wyjaśnił, czym jest WIBOR i jak się go ustala.
Do tego dochodzą wyroki Sądu Okręgowego w Suwałkach, sygn. I C 600/23, oraz liczne rozstrzygnięcia zapadające w Koninie, Cieszynie, Grodzisku Mazowieckim czy Olsztynie. Widać również wyraźną zmianę podejścia sądów do kwestii zabezpieczeń.
Twierdzenie, że „te wyroki nie istnieją, bo są nieprawomocne”, jest manipulacją. Orzecznictwo zawsze kształtuje się od dołu. Tak było w sprawach frankowych i tak samo jest dziś przy WIBOR.
Sedno sporu: nie „czy WIBOR istnieje”, tylko czy bank zagrał fair
Mec. Wandzel próbuje sprowadzić dyskusję do tego, że WIBOR jest wskaźnikiem uregulowanym, że istnieje infrastruktura, że obowiązuje rozporządzenie BMR i formalne procedury.
Tyle że w sporach konsumenckich to rzadko jest spór o istnienie systemu. To jest spór o transparentność i rzetelność informacji. O to, czy konsument miał realną szansę zrozumieć mechanizm zmiennej stopy, wpływ skokowych zmian stopy referencyjnej na ratę i saldo oraz scenariusze skrajne, także te, których rzekomo „nie przewidywano”, a które banki doskonale znają z własnych analiz ryzyka.
I tu pojawia się pytanie, którego polemika w praktyce nie dotyka. Skoro banki tak dobrze rozumiały ryzyko stopy procentowej, to dlaczego nie zabezpieczały klientów przed jego materializacją w sposób zrozumiały, porównywalny i policzalny.
Nie broszurą. Nie jednym zdaniem w umowie. Tylko informacją, którą da się zweryfikować i na podstawie której można podjąć świadomą decyzję, a nie jedynie złożyć podpis.
REKLAMA
„Kancelarie chcą zarobić”, czyli argument ad personam przebrany za troskę o konsumenta
W polemice powraca ton ostrzegawczy: kancelarie, koszty, eldorado. Trudno nie zauważyć tej nagłej, wzruszającej troski pełnomocników banków o portfele konsumentów. To rzeczywiście nowa jakość w tej debacie. Problem w tym, że ten argument jest logicznie wadliwy.
Po pierwsze, koszty nie są tajemnicą. W poważnych kancelariach są jasno określone w umowie, omawiane z klientem i transparentnie rozliczane. Straszenie kosztami nie jest argumentem prawnym. To narzędzie narracyjne.
Po drugie, w sprawach CHF kancelarie miały „nie zarobić”, a jednak zarobiły. Dlaczego. Bo wygrały. I wbrew sugestiom portfel spraw nie wyczerpał się. Wręcz przeciwnie, rośnie. Nie dlatego, że ktoś „nakręca rynek”, lecz dlatego, że konsumenci wiedzą dziś więcej.
I choć mec. Wandzel uznaje za nietrafioną tezę, że kancelarie specjalizujące się w sporach finansowych dostosowują swoje struktury do rynku WIBOR, ja pozwolę sobie nazwać to wprost faktem. Nasza kancelaria jest dziś gotowa jak nigdy wcześniej.
Prawdziwy powód pozwów: nie moda, lecz reakcja na praktykę banków
Sugestia, że mamy do czynienia z falą napędzaną marketingowo, jest wygodna, ale nietrafiona. Pozwy pojawiają się tam, gdzie konsumenci przestają akceptować model „podpisz i nie pytaj”, a sądy coraz częściej badają, czy obowiązek informacyjny był realny, czy jedynie formalny.
I to jest moment, w którym banki znów stoją nad przepaścią i robią krok do przodu. Zamiast przyjąć do wiadomości, że standard informacji musi być zrozumiały i weryfikowalny, próbują wygrać debatę selektywnym doborem argumentów oraz opowieścią o rzekomym „eldorado”.
To nie jest odpowiedź na spór. To próba jego zagadania.
„Nie sposób zaakceptować tez”. Przyjmuję do wiadomości
W polemice pada stwierdzenie, że większości tez „nie sposób zaakceptować”, że moje stanowisko „pomija istotę mechanizmu badania warunku odsetkowego”, a prognozy „budzą wątpliwości”.
Doceniam te starania. W praktyce jednak o jakości argumentu nie decyduje to, jak brzmi w polemice, lecz to, czy wytrzymuje konfrontację w orzeczeniach. A coraz częściej widać, że sędziowie rozumieją obowiązki informacyjne tak, jak konsumenci, a nie tak, jak banki by sobie tego życzyły.
Merytoryczne rozterki zostawmy więc tam, gdzie ich miejsce. Na sali rozpraw. Ja naprawdę nie mogę się doczekać.
Robert Piskor, adwokat - Kancelaria Hantke&Piskor
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA


![Kredyty z WIBOR-em nie są wadliwe, nie będzie masowego podważania umów w sądach ani eldorado dla kancelarii prawniczych [polemika]](https://webp-konwerter.incdn.pl/eyJmIjoiaHR0cHM6Ly9nLmluZm9yLnB/sL3AvX2ZpbGVzLzM4NDU5MDAwL3ByYX/dvLXNhZC1waWVuaWFkemUta29zenR5L/WthbGt1bGF0b3ItMzg0NTg4OTUuanBnIn0.jpg)

